ďťż
ĹpiÄ
ca KrĂłlewna.
5 kwietnia 2008 roku, dzień po którym juz legendarny event Time Warp, urósł jeszcze bardziej w siłę. TDK TW było punktem kulminacyjnym 7 dniowego festiwalu muzyki elektronicznej i sztuki jaki odbywał się w Mannheim. Event ten startował od niewielkich rozmiarów. W ciągu kilku lat kariery TDK, jej publika rozrosła się do kilkudziesięciu tysięcy uczestników. Impreza jest rozpoznawana na całym świecie i zapraszane są na nią ikony underground'owej muzyki elektronicznej. Tego dnia zjeżdżają sie do Mannheim ludzie z całej europy a nawet świata, po to aby uczestniczyć w tak dopracowanym wydarzeniu jakim jest Time Warp. 5 scen muzycznych, kilkudziesięciu artystów z najwyższej półki, około 30 000 ludzi, 19 godzin zabawy, te dane mówią same za siebie. Każdy fanatyk podziemnych klimatów, jeżeli jeszcze nie był, to w przyszłym roku zdecydowanie powinien odwiedzić hale Maimarkthalle.
Organizacja imprezy była na bardzo wysokim poziomie, widać że organizatorzy zajmują się swoją branżą juz ładny kawałek czasu. Mimo że w Polsce dzieje sie coraz lepiej, to nadal daleko nam do zagranicznych eventów. Wejście na imprezę przebiegało bardzo sprawnie. Według mnie bardzo dobrze zorganizowany układ między scenami a catheringiem z chilloutem. W jednej hali podzielonej na 4 części, znajdowały się odmienne sceny muzyczne, natomiast w drugiej połączony dość spory cathering z chilloutem. Może trochę mniej komfortowym faktem było to że odcinek między halami był niezadaszony, ale sądzę że to nie sprawiało większych problemów imprezowiczom, tym bardziej że większą część nocy nie padało. Trochę gorzej było z komunikacją w hali ze scenami tanecznymi. Od godziny 23 do 2 nad ranem,stojąc w środkowym korytarzu trzeba było mieć sporo sił i zaparcia w sobie aby się dostać na którykolwiek dancefloor. Ku szczęściu organizatorów była pogodna noc, więc druga połowa odpoczywających ludzi rozeszła się na świeże powietrze oraz do drugiej hali. Jednak gdyby aura była mniej pobłażliwa, sądzę że byłoby niebezpieczeństwo zadeptania kilku osób. Na owym pomieszczeniu między scenami, była możliwość zakupu różnych koszulek i bluz z logiem imprezy. Cathering był bardzo różnorodny i na bieżąco uzupełniany, nawet razu nie czekałem dłużej niż minutę na posiłek. Ceny piwa i redbulla były dość wysokie, nawet jak na Niemcy i ceny w euro. Tym bardziej gdy ktoś nie korzystał z promocji ulgowej, aktywnej wraz kuponem podarowanym przy zakupie pierwszego piwa lub redbulla. W sali chillout'owej można było bardzo skutecznie się odprężyć od całego zamieszania, przy bardzo uspokajających wolnych i pozytywnych dźwiękach. Time Table był według mnie dosyć dobrze rozpisany. Oczywiście musiałem niekiedy decydować którego z dj-i wolę posłuchać, ale to nieunikniony aspekt wieloscenowych eventów. Nagłośnienie stało na bardzo wysokim poziomie, w większości miejsc można było wsłuchać się w bardzo krystaliczny dźwięk bez jakiegokolwiek fałszu. Przy lepszym bardziej hardcorowym artyście, niskie tony powodowały wręcz dreszcze na skórze. Impreza rozkręcała sie z upływem kolejnych godzin. Do godziny 2, na pierwszej drugiej i trzeciej scenie można było usłyszeć większość klimatów w rytmach minimalowych oraz minimal techno i techno. Na każdej z nich zabawa publiki była przednia i co najważniejsze bardzo żywiołowa. Na czwartej scenie przez całą noc mogliśmy wsłuchiwać się w bardzo ciekawe niekomercyjne electro. Na tej scenie, miałem niestety okazje usłyszeć tylko 2 artystów, w rannej części imprezy: Boys Noize i Digitalizm. Zaserwowali nam Oni wiele Swoich ciekawych produkcji, które często wbijały w parkiet, a publika bardzo entuzjastycznie reagowała na każdy z nich. Na pierwszej scenie tempo imprezy przebiegało najszybciej. Tam właśnie dopiero od godz 2 zaczęła się dla mnie na dobre imprezowa uczta. O tej porze zaczynał grać Carl Cox, człowiek na którego występ czekałem bardzo długo. Spragniony i zaciekawiony zacząłem wsłuchiwać się w pierwsze mixy Carla. Szczerze mówiąc przed Jego występem, przyjmowałem opinie o jego grze z lekkim przymrużeniem oka, uważałem że pewnie są przesadzone. Na szczęście grubo się myliłem, bo już po 30 min gry przekonałem się że Cox to zdecydowany prekursor i ikona muzyki techno na świecie. Od razu można wysłuchać że gość ma Swój własny niepowtarzalny styl i z niesamowitym smakiem dobiera utwory. Mistrzowska precyzja techniczna i poruszająca różnorodność. Mieszał na zmianę tech-electro z minimal techno oraz szybszym i bardzo żywiołowym techno. Podczas Jego setu czułem pozytywną wibracje, zarówno zza konsoli jak i na parkiecie. Sądziłem że nikt nie zagra lepiej od tego sympatycznego murzyna. Jednak to była moja druga błędna myśl tej nocy. Zaraz po dwugodzinnym występie Carla, za deckami pojawił sie Rush. Słyszałem go już jakiś czas temu w Warszawie i mimo że wtedy również zrobił na mnie piorunujące wrażenie, to jednak to nie było to czego doznałem w Maimarkthalle. Zaczął bitem nieco szybszym niż Cox, jednak już po 20 min narzucił o wiele szybsze tempo. Mieszał kawałki z niebywałą dokładnością. Ktoś kto nie zna utworów mógłby pomyśleć że to dwugodzinna jedna produkcja, nawet po powtórym odsłuchaniu seta. Dobór bardzo szybkich schranzowych tracków sprawił że poczułem się inaczej, lepiej niż zawsze. Zapomniałem dosłownie o wszystkim, nie liczyło się dla mnie dosłownie nic oprócz muzyki. Bardzo często zamykałem oczy i podnosiłem głowę do góry, aby móc dać się ponieść muzycznej wariacji. To była chyba extaza, uczucie niepowtarzalne, coś jak muzyczny orgazm. Ludzie tylko podchodzili do mnie i się pytali co ja brałem, kiedy pokazywałem im normalne oczy, nie mogli wręcz uwierzyć że ktoś może tak się wczuć w muzyke nic nie zażywając. Występ Rusha zaliczam do kilku najlepszych jakie w życiu usłyszałem. Ciekawostką było to że na piątej scenie przez 8 godzin grał Swojego seta Laurent Garnier. Od 1 do 9 można było usłyszeć Jego umiejętności. Według mnie to duża klasa grać przez tyle czasu, zwłaszcza jeżeli chodzi o część techniczną. Pod koniec seta trzeba być niesamowicie skoncentrowanym, ponieważ wyczynem jest granie 4 godzin a co dopiero mowa o 8. Niewiele krócej Swój kunszt dj-ski pokazywał Richie Hawtin, który grał siedmio-godzinnego seta od 7 nad ranem do samego końca, czyli godz 14. Mimo że przez te 4 godziny byłem w totalnym amoku, nie dało się nie zauważyć że nie tylko ja tak bardzo dobrze się bawiłem. Ku mojemu zdziwieniu ludzie bawili się wyśmienicie, chyba nawet lepiej niż w Polsce, co się zdarza bardzo rzadko. Publika energicznie reagowała na każde podbicie basu i na każdy lepiej nam znany utwór. Każdy bardzo przyjaźnie nastawiony i co chwila ktoś zachęcający do zabawy. Gdy pytałem ludzi o wrażenia, nikt nie powiedział złego słowa. Chyba najlepsze opinie mieli włosi, których było naprawdę sporo, chyba nawet więcej od samych niemów. Ogólnie rzecz ujmując klimat imprezy był dla mnie stuprocentowy. Bez wątpienia 22 godzinna droga w jedną stronę była warta całego tego zamieszania. Tegoroczne TDK Time Warp zdecydowanie przeszło do pamiętnej historii. Imprezę tą tworzy nie tylko to wspaniałe miejsce jakim jest Mannheim, ale także Ci wszyscy ludzie zjeżdżający się z różnych zakątków europy, spragnieni muzyki, pozytywnie nastawieni oraz oczekujący na niesamowite wydarzenie. Do takich TDK na pewno można zaliczyć, ponieważ jest to event godny polecenia każdemu fanowi muzyki underground'owej. Do zobaczenia za rok w Maimarkthalle. Autor: Rafał Skoneczny ( slalek11723 ) |